Z psem do pracy, czyli o tym, że niemożliwe nie istnieje…

Z psem do Indii? Do Mongolii? W wysokie góry? Samolotem? Na rowerze? TO NIEMOŻLIWE/GŁUPIE/BEZ SENSU (*niepotrzebne skreślić)… tyle razy już to przerabialiśmy, że dziś wiemy, iż niemożliwe nie istnieje! Jest tylko: trudne, bardzo trudne, szalone i… do zrobienia… Bo przecież im trudniej, tym ciekawiej, bardziej wartościowo i bardziej… Watahowo 🙂

W podróżowaniu z psem jesteśmy naprawdę dobrzy. Ale co kiedy nie podróżujemy? Jak pogodzić pracę z opieką nad psem z silnym lękiem separacyjnym (trudności z separacją to cecha wilczaków, a Diuna pomimo, że dobrze zsocjalizowana, wciąż wilczakiem pozostaje)?
Nie pracować w ogóle, zatrudnić petsittera, pracować zdalnie, a może…?

A może by tak zaryzykować?

Ostatnie pół roku spędziłam podróżując między Krakowem, a Beskidem Żywieckim. To było właśnie to ryzyko. Firma Przema wysłała go do Krakowa, a ja dostałam “wyjazdową” pracę – mogłam więc mieszkać gdziekolwiek.  Nie było się nad czym zastanawiać: Kraków to nie Indie, a nad przeprowadzką do Indii zastanawialiśmy się… całe piętnaście minut ;p

Po raz kolejny spakowaliśmy więc plecaki, psie posłanie oraz zapas karmy i ruszyliśmy na podbój Krakowa. Zajęcie Przema wymagało jego codziennej obecności w biurze, natomiast moje – no cóż, okazało się pracą prawie idealną… Prawie, bo przecież nie mogłam być jednocześnie w górach i w Krakowie. Oznaczało to więc rozstania na dziesięć – piętnaście dni w miesiącu, tęsknotę i kłótnie po powrocie – bo przecież żadne z nas nie stało w miejscu, rozwijaliśmy się, zmienialiśmy, każde z nas osobno. Niby nic wielkiego, dwa tygodnie bez siebie, ale jednak nie było łatwo.

To dlaczego się na to zgodziliśmy?

Zadecydowało jedno zdanie, które padło w czasie mojej rozmowy kwalifikacyjnej:
– “I możesz zabierać ze sobą psa…”

Przez ponad pół roku Diuna towarzyszyła mi w czasie wyjazdów socjoterapeutycznych. Pomimo tego, że wilczaki raczej (wiem o jednym wyjątku) nie nadają się do pracy jako dogoterapeuci, była obecna w czasie zajęć grupowych i towarzyszyła młodzieży w górskich wędrówkach. Czasem znosiła to świetnie, a czasem dawała znać, że ma już dość hałasów, głasków i ściskania. Bywało trudno, ale najważniejsze, że byłyśmy razem. Po raz kolejny okazało się, że posiadanie psa nie jest żadną przeszkodą w spełnianiu marzeń i osiąganiu wyznaczonych sobie celów.
Projekt, w którym uczestniczyłyśmy z Diuną niestety dobiegł końca. Dzięki niemu nauczyłam się, że znalezienie pracy, do której może chodzić/jeździć pies jest możliwe. A skoro udało się raz, to dlaczego nie miałoby udać się znowu? Trzeba tylko zaryzykować…

No więc zaryzykowałam i w czasie rozmowy kwalifikacyjnej (aplikowałam do jednego z psiarskich portali) uśmiechając się szeroko, powiedziałam wprost zupełnie “na bezczela”: “- … mogę zarabiać mniej, ale chciałabym przychodzić do pracy z psem.”

I wiecie co? Dziś był pierwszy dzień w pracy Diuny 🙂

IMAG0048_1

© 2016, Wataha w podróży. All rights reserved/Wszystkie prawa zastrzeżone. Każda kopia musi być w widoczny sposób opatrzona oświadczeniem o treści: „Materiał ten pochodzi z bloga www.3wilki.pl”.

17 Comments