Testy: sakwy Crosso
|Dzisiejszym wpisem inaugurujemy nowy dział na naszym blogu: testy sprzętu. Organizując nasze wyprawy polegamy nie tylko na sobie i własnym doświadczeniu, ale w równej mierze jesteśmy zależni od sprzętu, który podczas każdej podróży dostaje mocno w kość. Duża wysokość, wielkie odległości, gwałtowne załamania pogody, rwące rzeki, ostre zęby Diuny, nasze zmęczenie i nieuwaga, czy niechęć do czytania instrukcji obsługi - to wszystko sprawia, że średnio co kilka miesięcy musimy wymieniać produkty, które towarzyszą nam w naszych zwariowanych przygodach. W podróże zabieramy oczywiście podstawowy zestaw naprawczy: nitkę i igłę, taśmę silver tape, przybornik z narzędziami, mocny klej. Zazwyczaj, po kilku tygodniach w trasie około pół godziny dziennie spędzamy na łataniu, klejeniu i naprawianiu dziur, które powstały w "niewyjaśnionych okolicznościach":p Niniejszy tekst powstał na bazie naszych doświadczeń. Każdy przetestowany produkt postaramy się opisać rzetelnie - bez reklamowej ściemy. Pamiętajcie, że jeśli czegoś do tej pory nie udało nam się zepsuć, to jest to duży PLUS :)
Jadąc z Polski do Mongolii stanęliśmy przed dużym wyzwaniem logistycznym – jak zapakować cały nasz sprzęt turystyczny, ubrania, jedzenie dla nas i Diuny na pięć miesięcy. Od razu wiedzieliśmy, że pakować się musimy skromnie, a z wielu rzeczy zrezygnować (nie braliśmy np. butów trekkingowych, raków, czekanów – nie chcieliśmy ich wieźć przez 3 miesiące na rowerach by użyć tylko jedno – lub dwukrotnie). Z pomocą przyszło nam Crosso, polska firma z Białegostoku, która już od ponad 10 lat produkuje sakwy rowerowe., proponując nam sakwy z serii Dry, które pomieścić miały łącznie ponad 340 litrów. Bez wahania zgodziliśmy się na współpracę i już po kilkunastu dniach zawitał do nas kurier z przesyłką zawierającą taki oto zestaw:
- cztery sakwy Dry 60 l
- cztery sakwy Dry 30 l
- dwa wory Dry Bag 80 l
- osprzęt – czyli bagażniki na przednie sakwy, śrubki i mocowania oraz zapasowe gumowe o-ringi służące do mocowania sakw na bagażniku rowerowym
Cały zestaw obowiązkowo w kolorze niebieskim, na który długo namawiała mnie Agi (ja wolałem pomarańczowe). Sakwy Crosso Dry urzekły nas swoją prostotą: są proste jak… cep :), to jest ich niewątpliwa zaleta. Dzięki minimalizmowi ciężko jest w nich cokolwiek zepsuć (zepsuliście kiedyś cep?), chociaż pierwszego dnia udało mi się urwać taśmę do naciągania gumowego o-ringa, która była za słabo zszyta (próbowałem założyć sakwę na bagażnik, widocznie przykładając zbyt dużo niutonów). Na szczęście mieliśmy zapasowe części – wymiana o-ringa zajmuje dosłownie minutę.
Zobaczcie sakwy w akcji:
Materiały
Same sakwy Dry wykonane są z tkanin poliestrowych Plastel 620 i Polymar 650, które na pierwszy rzut oka przypominają zwykły banner reklamowy lub plandekę. Są wodoszczelne, odporne na wielokrotne zginanie i rolowanie, dobrze znoszą mrozy. Poliester nie jest zszywany, jale zgrzewany prądem o wysokiej częstotliwości (cokolwiek to znaczy w teorii, w praktyce – oznacza wodoszczelność). Na sakwach odblaskową farbą nadrukowane są znaki firmowe Crosso. Dzięki temu są one widoczne w nocy z dużej odległości. Sakwy wyglądają przepięknie, na pewno zwrócą uwagę wszystkich napotkanych rowerzystów.
Wodoszczelność testowaliśmy np. podczas jazdy przez 20-km błoto przy granicy z Kazachstanem, mycia spakowanych sakw w rzekach i jeziorach, czy też podczas przekraczania rwących, górskich rzek w Mongolii. Sakwa zawiodła nas tylko raz i to nie z winy producenta – została przegryziona przez piżmoszczura, który postanowił urządzić sobie na niej legowisko podczas jednego z naszych noclegów. Sumka podczas mycia w jeziorze niespodziewanie nabrała wody, co niestety doprowadziło do zamoczenia lampy błyskowej, której nie dało się już uratować… Dziurę zakleiłem zestawem naprawczym Crosso.
Pomimo wielu prób (naprawdę się staraliśmy 😉 ) nie udało nam się przetrzeć poliestru – nasze rowery wielokrotnie upadały (ponad 50 kg bagażu ciężko było utrzymać w pionie), a największy crash-test przeżyły podczas wypadku pod Bijskiem – kiedy to jadąc 30 km/h przewróciłem się, a moje sakwy tarły po asfalcie jeszcze przez kilkanaście metrów. Zostały po tym liczne zarysowania, ślady asfaltu i pokrzywiony bagażnik, ale materiał nie ucierpiał – sakwy nadal zachowały swoją wodoszczelność.
System mocowania
Sakwy Dry 60 l są profilowane (wersja na lewą lub prawą stronę roweru). Dzięki wcięciu z przodu nie będziemy zahaczali piętą podczas jazdy. Istotne jest zatem prawidłowe wpięcie – zamiana sakw stronami spowoduje, że z każdym obrotem korbą uderzymy stopą w sakwę. Na szczęście wypięcie i wpięcie sakwy jest błyskawiczne (chociaż na początku trzeba się tego nauczyć). System mocowania jest banalnie prosty – w górnej części sakwy są dwa stalowe haki, które opierają się o górną część bagażnika. Na dole zawieszony jest trzeci hak (obrócony o 180 stopni w stosunku do górnych zapięć). O ile górne haki przymocowane są na sztywno, dolny jest regulowany za pomocą taśmy przechodzącej przez plastikowy klips. Regulacja rozstawu haków to jeden ruch kciukiem (wydłużenie taśmy) lub pociągnięcie dwoma palcami (skrócenie). Identycznie jak regulacja szelek w plecaku. Najważniejszym elementem jest gumowy o-ring, który rozpręża się podczas zakładania sakw na bagażnik, a kurcząc się napina dolny hak. Dzięki temu sakwy leżą pewnie na bagażniku i nie przesuwają się w trakcie jazdy. Nie każdy bagażnik dysponuje dużymi otworami na mocowanie dolnego haka. Tutaj Crosso zaopatrzyło nas w przejściówkę, czyli metalowe oczko, które wystarczy dokręcić do śruby mocującej bagażnik do roweru. Pozostaje nam tylko regulacja naciągu i mamy spokój przez ponad 6000 km – naciąg trzyma pewnie (gumowy o-ring pęka nam tylko w jednej sakwie, wymieniamy go pod Tsambagaraw w Mongolii). Stalowe haki mają tendencję do rysowania bagażnika, najlepiej zabezpieczyć go dołączoną do zestawu polipropylenową tulejką. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo wielokrotne ściąganie i zakładanie sakw szybko zrywa ochraniacz. Lepiej zaopatrzyć się w taśmę PCV i owinąć nią miejsca styczności haków z bagażnikiem.
Stalowe haki przymocowane są do sakwy, która w środku wzmocniona została płytą polipropylenową. Dzięki temu sakwa zachowuje swój kształt nawet bez zapakowanego bagażu, a także nie wkręca się szprychy podczas jazdy. Jedynym minusem są tutaj nity mocujące haki do płyty – ich główki zabezpieczone są plastikowymi nakładkami, które są na nie naklejone. Po wielokrotnym użytkowaniu nakładki odrywają się, a główki nita mogą ranić ręce podczas pakowania i wyciąganiu sprzętu z sakwy.
Przednie sakwy Dry 30 l mocowane są do specjalnego bagażnika, który zakłada się na przednie koło. Jeśli macie wbudowane amortyzatory, to nie obawiajcie się – Crosso w pakiecie dostarcza mocowania o 3 różnych rozmiarach. Jedno na pewno będzie pasowało. Jest ono ogumowane, więc nie powinno zarysować amortyzatorów. Bagażnik mocuje się także do śrub mocujących przednie hamulce. Dzięki temu trzyma się pewnie konstrukcji roweru, nawet jeśli sakwy są mocno obciążone (co ciekawe nie udało nam się przedziurawić materiału w miejscu styczności sakwy z zakończeniami śrub, które nie są specjalnie zabezpieczone. I to pomimo tego, że sakwy wielokrotnie podskakiwały na wybojach). Nie ma problemu z tym, żeby zamienić sakwy miejscami (duże sakwy na przód, małe na tył). Wystarczy tylko poluzować/wybrać naciąg. Sakwy można zakładać ciągnąc za paski przymocowane do nitów. Tworzą one rączkę, która niestety jest mało wygodna (cienka taśma wrzyna się w ręce). Wygodniej ciągnąć za rolowanie sakwy.
Zapięcie
Teraz o najważniejszej dla nas funkcji, czyli zamykaniu i otwieraniu sakw. System jest banalnie prosty – wystarczy zrolować krawędź sakwy (najlepiej dwukrotnie) i zapiąć ją plastikowymi klamrami Duraflex. Krawędzie obszyte są dodatkową taśmą, dzięki czemu są sztywniejsze niż poliestrowy materiał. Wielokrotne rolowanie jest zatem łatwiejsze – wystarczy złapać krawędzie palcami w dwóch miejscach i zacząć zwijanie – cała krawędź szybko się podda i sakwa będzie zrolowana w kilka sekund. Rolowanie chroni przed wilgocią z zewnątrz oraz błotem i kurzem. Dzięki temu możemy też skompresować nieużywaną przestrzeń w sakwie (ale wcześniej trzeba się pozbyć nadmiarowego powietrza, w przeciwnym razie sakwa nadyma się i nie pozwoli na szczelne zamknięcie). Rolowanie działa tylko do górnej krawędzi wewnętrznej płyty – jest ona tak sztywna, że więcej nie da się skompresować sakwy. Im więcej razy zrolujemy sakwę, tym większa szczelność. Niestety działa to też w drugą stronę – jeśli mamy coś wilgotnego w sakwie, to szczelne zamknięcie w połączeniu z wysoką temperaturą spowoduje rozprzestrzenienie się wilgoci w sakwie i skroplenie jej na ściankach. Wielokrotnie musieliśmy wyciągać wszystkie rzeczy i suszyć je zanim włożyliśmy do sakwy. Chroniło je to przed kilkudniowym kiszeniem się w środku (dotyczyło to zwłaszcza karmy Diuny). Uwaga! Jeśli przeładujemy sakwy, nie da się ich wtedy dokładnie dopiąć co skutkuje utratą wodoszczelności.
Klamry Duraflex nas nie zawiodły – żadna nie pękła, a często przenosiliśmy przeładowane sakwy (duże ważyły nawet ok. 20 kg) łapiąc za system rolujący.
Pakowność
Duże sakwy mają po 30 litrów każda, małe po 15 l. Worki Dry Bag osiągają nawet 80 litrów. Wbrew pozorom to bardzo dużo – gdybyśmy nie brali ze sobą Diuny, na półroczną podróż moglibyśmy się spakować tylko w cztery sakwy Dry 60 (pozostałe 4 służyły nam do transportowania 40 kg karmy Planet Pet Society). Jeden worek służył nam jako poduszka dla Diuny (wkładaliśmy tam śpiwory i nasze kurtki, po czym worek umieszczaliśmy z przodu przyczepki – dzięki temu Diuna miała podwyższenie, na którym kładła łapy i głowę wyglądając z przyczepki). Ten worek najbardziej ucierpiał – Diuna często nudząc się podczas długiej jazdy w przyczepce podgryzała go dając nam znać, że już czas na przebieżkę. Po 6140 km mamy w nim pełno dziur. Drugi worek nie był przez nas używany – przydawał nam się np. jako dodatkowa izolacja na podłodze namiotu. W Mongolii często robiliśmy z niego pralkę – wrzucając brudne rzeczy, zalewając wodą i zasypując proszkiem do prania 🙂
Nasz bagaż był cięższy niż dopuszczalny przez producenta roweru. Nie był to problem dla sakw, konsekwencje przeciążenia widoczne były na tylnym bagażniku, który zgiął się po obu bokach pod wpływem uderzania sakw na wybojach. Sakwy są jednokomorowe, brakuje tutaj systemu troków – nie można doczepić do nich mniejszych sakiewek. Oznacza to, że trzeba spakować się sprytnie – na dnie umieścić rzeczy, z których korzystać będziemy najrzadziej. W przeciwnym razie trzeba będzie wypakować wszystko, żeby dostać się do potrzebnego w danym momencie przedmiotu.
Worek Dry przydał nam się także podczas naszego dogtrekkingu – zostawiliśmy rowery, zapakowaliśmy część bagażu do wora i umieściliśmy go w przyczepce Nordic Cab. Crosso udostępnia nosidełka do worów (można z nich wtedy zrobić plecak). My niestety nie mieliśmy tego rozwiązania ze sobą. A szkoda – nie musielibyśmy się ewakuować z Tavan Bogd po awarii przyczepki i moglibyśmy kontynuować nasz marsz. Następnym razem zainwestujemy w porządne haul-bagi używane we wspinaczce wielkościanowej i speleologii.
Na koniec kilka nietypowych zastosowań sakw i worka Crosso Dry:
- Osłona przed wiatrem podczas gotowania posiłków.
- Poduszka z worka ze śpiworami dla Diuny.
- Poduszka z sakw z ubraniami w namiocie.
- Stolik na śniadanie z sakwy.
- Pralka zrobiona z worka.
- Legowisko piżmoszczura.
Plusy/minusy:
Sakwy Crosso można kupić m.in. tutaj.
© 2014, Wataha w podróży. All rights reserved/Wszystkie prawa zastrzeżone. Każda kopia musi być w widoczny sposób opatrzona oświadczeniem o treści: „Materiał ten pochodzi z bloga www.3wilki.pl”.
Ja na koniec tego sezonu zajeździłem gumowe oringi. Niestety na wyboistych zjazdach nie wytrzymały – poszły w obu sakwach. Jednak wytrzymały ze mną 4 sezony co jest niezłym wynikiem.
Co nietypowego zastosowania sakw crosso dodam:
Lodówka – wrzucamy 2-3 worki lodu i mamy schłodzone 4-6 piw przez cały czas konsumowania 😉
Ooo, takiej z funkcji jak lodówka nie korzystaliśmy, dobrze wiedzieć!
P
Największym minusem Crosso są wspomniane gumowe o-ringi! Dwa urwaly się przy małej eksploatacji, używane sporadycznie (jeden był nowy, dosłany już przez crosso w ramach reklamacji) Jednak najwięcej kłopotów sprawił mi trzeci oring, urwany w trakcie wyprawy!!! Planuję właśnie około 3 miesięczną wyprawę po Europie i sam nie wiem co robić, ponieważ chciał bym mieć zaufanie do sprzętu od którego będę zależny .
Mi urwał się raz, jeszcze zanim wyjechałem z domu na weekend rowerowy. Zjeżdżając po zjeździe dla wózków na schodach, przez nieuwagę zjechałem na schody i wskutek wstrząsów i mocnych szarpnięć pękł mi ten element. Na szczęście zadziałały opaski zaciskowe (trytytki) i weekend się udał 🙂 Gumową obręcz z paskiem dokupiłem sobie, teraz mam jeden w zapasie 🙂