Sprzęt: Jak przygotować się do trekkingu po Himalajach
|Brakujący sprzęt turystyczny kupiony, miesięczna paczka karmy dla psa spakowana. Namiot? Namiot już się nie mieści – trzeba go przytroczyć na zewnątrz plecaka. Pakowanie się na każdą wyprawę wymaga niezłej ekwilibrystyki… A i tak, zawsze kończy się tak samo – nagle okazuje się, że wszystko jest potrzebne. Próbujemy więc poupychać drobne rzeczy w zakamarkach naszych plecaków. Po chwili poddajemy się – nie uda nam się zabrać wszystkiego. Zaczynamy pakowanie od początku…
Pierwsze pakowanie zaczęło się na tydzień przed wyjazdem. Uff, upchnęliśmy wszystko…chwila zwątpienia nadeszła, kiedy położyliśmy plecaki na wagę – przecież nie uda nam się przejść Himalajów z takim obciążeniem! Rozpakowujemy się i z bólem serca odkładamy na bok pierwszą z wielu “bardzopotrzebnychrzeczy”, z których musimy zrezygnować. Wyciągamy drugą rzecz i po chwili wkładamy do plecaka pierwszą – może ta jednak się przyda? W ten sposób daleko nie zajdziemy… W końcu udało nam się spakować idealnie, przynajmniej tak nam się w tym momencie wydaje…
Pakowaliśmy sprzęt w oparciu o proste założenia:
- Wyjazd jest niskobudżetowy. Dysponujemy sprzętem outdoorowym, który zabraliśmy ze sobą z Polski na półroczny pobyt w Indiach. Ponieważ wzięliśmy głównie szpej wspinaczkowy (i tak sporo dopłacając na lotnisku za nadbagaż), musieliśmy zostawić niektóre rzeczy w kraju (np. śpiwory puchowe, buty trekkingowe, etc.). Na miejscu dokupujemy tylko niezbędny sprzęt, którego nie mamy na stanie. Z resztą przywiezionego z Polski sprzętu, przy wszystkich jego ograniczeniach (np. duża masa własna plecaka, letni śpiwór na lodowcu, brak kuchenki na paliwo, etc.) musimy sobie jakoś poradzić.
- Bierzemy tyle sprzętu, żeby móc go udźwignąć na własnych barkach. Musimy się zatem ograniczyć do niezbędnego minimum, które zapewni nam jakąkolwiek egzystencję w Himalajach. A i tak wychodzi po ok. 20-30 kg na głowę.
- Sprzęt musi towarzyszyć nam od początku do końca. Wypożyczenie go na miejscu nie wchodzi w grę, ponieważ zazwyczaj przemieszczamy się z punktu A do punktu B, zatem nie możemy go zwrócić (uprawiając trekking w stylu indyjskim można wynająć sam sprzęt na dany trekking lub opłacić agencję trekkingową, która udostępni nam swój sprzęt).
- Jeśli coś się zepsuje w trakcie naszego trekkingu, próbujemy to naprawić własnymi siłami. Kupno nowego nie wchodzi w grę – w Himalajach jest niewiele sklepów turystycznych, a ich asortyment jest ograniczony – są to głównie artykuły przeznaczone dla armii, czyli survivalowe (sklepy są głównie w większych miastach: np. Munsiari, Uttarkashi, Joshimath, Srinagar).
A Wy jaki sprzęt zabralibyście w taką podróż? Jakim kluczem spakowalibyście siebie, drugą osobę i psa? Skomentujcie post i radźcie – jesteśmy otwarci na Wasze propozycje, uwzględnimy je planując naszą następną podróż.
Oto kompletna lista wyposażenia na 3-miesięczny trekking po Himalajach Garhwalu. Większość naszego sprzętu nie przeżyła wyjazdu w stanie nienaruszonym – plecaki się pruły, elektronika padała, ubrania się przecierały, buty rozpadały, maty dziurawiły, a namiot został zepsuty przez Diunę. Rzeczy, które nas nie zawiodły było niewiele (pozytywnie zaskoczył nas m.in. Jetboil, ale i tak zabrakło nam gazu w trakcie wyjazdu 🙂
Trekking i spanie:
- Plecak Przema: Loap Broad Peak 60 – 100L; pojemny, ale ciężki (waży prawie 3 kg) wór na sprzęt turystyczny i ubrania. Przetyrany wcześniej przez Agi na kursie taternictwa jaskiniowego przedziurawił się w kilku miejscach w trakcie naszego trekkingu. Szyty kilkukrotnie przez Przema. Na następny wyjazd kupilibyśmy lżejszy plecak, w Indiach tylko takim dysponowaliśmy.
- Plecak Agi: Plecak Deuter Guide 40+ SL; z możliwością regulacji kaptura pozwalającą na dodatkową rozbudowę o 8 litrów. Lekki, ale stanowczo za mały. Zmieścił się w nim zapas karmy dla Diuny, nasze skromne racje żywnościowe oraz ubrania Agi. Następnym razem zabierzemy większy.
- Kije trekkingowe. Niezbędne do dłuższych marszów w terenie górskim. Mieliśmy jeden komplet, drugi dorobiliśmy z kijów bambusowych, które znaleźliśmy w dżungli na szlaku. Opcja niskobudżetowa, wykorzystaliśmy je później do naprawy masztów w namiocie uszkodzonym przez Diunę.
- Śpiwory Przema: Bergson Hyper Pack (masa 650g, extreme: +6 stopni C, komfort: +18 stopni C) oraz śpiwór no-name znaleziony kiedyś w Egipcie o podobnych parametrach. Nie kupowaliśmy lepszego śpiwora (np. puchowego), ponieważ nie chcieliśmy wydawać pieniędzy. Przemo najgorsze noce (na lodowcu, w kwietniu było lodowato) przeżył ubrany we wszystkie możliwe ubrania, dwa śpiwory, owinięty folią NRC oraz z nogami w swoim plecaku Loap Broad Peak 60 – 100. Było ciężko, ale dał radę. Następnym razem zabierzemy puchowy, który został w Polsce.
- Śpiwór Agi: HiMountain Śpiwór Superpack 800 (masa 800g, extreme: +5 stopni C, komfort: +10 stopni C). Śpiwór pożyczył nam Iwo, który odwiedził nas w trakcie swojej podróży po Indiach. Bez jego pomocy mielibyśmy tylko 2 lekkie śpiworki. Agi lodowate noce przeżyła ubrana we wszystkie możliwe ubrania, owinięta folią NRC oraz zawinięta w Diunę. Niestety śpiwór co chwila pruł się na szwach (to nie sprawka Agi) – producent poskąpił materiału. Zareklamowany został w Polsce po naszym powrocie, Iwo odzyskał swoje pieniądze. Nie polecamy, następnym razem zabierzemy drugi śpiwór puchowy, który zostawiliśmy w Polsce przed wyjazdem do Indii.
- Mata samopompująca Hannah ¾. Wersja za kolana. Dzięki temu oszczędzamy wagę i ciężar. Niestety mata przeciera się w okolicy wentyla, co skutecznie uniemożliwia nam jej załatanie. Tak więc codziennie, koło 3 nad ranem obowiązkowa pobudka celem uzupełnienia powietrza, które z niej zeszło.
- Mata samopompująca THERM-A-REST Pro Lite 4. Kupiona kiedyś przez Przema na wyjazd w Alpy, ze względu na grubość idealna na lodowiec – wygodna i dobrze izoluje. Przedziurawiła się 2 razy, ale za każdym razem udało nam się zakleić dziurę. Ustaliliśmy zasadę, że śpimy na niej co drugą noc. Dzięki temu jedna osoba się wysypia, a druga budzi się w nocy, żeby pompować matę ¾. Sprawiedliwość musi być! Następnym razem weźmiemy zwykłą karimatę – łatwo się pakuje i nie trzeba łatać dziur 🙂
- Alumata. Prezent od Iwa, który wracając do Polski, już jej nie potrzebował. Rozkładana pod matą ¾, służyła nam jako dodatkowa izolacja. Nie przeżyła wyjazdu.
- Namiot Backpacker 2-osobowy chińskiej produkcji no-name. Ważył 3kg, składał się z sypialni i tropiku, był bez przedsionka. Kosztował nas 5000 rupii (ok. 300zł) i był jedynym namiotem, na który nas było stać. Kupiliśmy go w Delhi w sklepie Adventure 18. Przedziurawiony tropik i połamane maszty udało nam się zszyć i naprawić kijami bambusa (załatwiła go Diuna w wiosce Song, już po 3 tygodniach naszego trekkingu). Służył nam przez całe 55 dni. Następnym razem weźmiemy lekki (2kg) namiot z Polski – wyjdzie taniej, niż kupno podobnego w Indiach. Nie potrzebny był nam alpinistyczny namiot szturmowy – większość nocy (nawet tych spędzonych w pobliżu 4000 m n.p.m.) spędziliśmy na kamienistym lub trawiastym podłożu. Śnieg był tutaj wyjątkiem. Daliśmy także radę bez przedsionka – do perfekcji opanowaliśmy sztukę rozpakowywania 2 plecaków i upychania jedzenia, kartuszy z gazem, kuchenki oraz ubrań pomiędzy nas i Diunę. Jeden plecak służył za poduszkę, do drugiego Przemo wkładał nogi podczas lodowatych nocy (przydatne zwłaszcza gdy leżał na macie ¾, plecak dawał izolację od podłoża).
- Okulary lodowcowe z dobrym filtrem UV (2 szt.) – przydatne na wysokości ponad 4000 m n.p.m.
Sprzęt Diuny:
- Szelki Julius K9 Power rozmiar 0. W połączeniu z taśmą i karabinkiem tworzyła zestaw do pracy (przydatny np. do ciągnięcia pod górę). Niestety w trakcie intensywnego użytkowania spruło się połączenie klamry z uprzężą, musieliśmy kilkukrotnie ją przeszywać. Następnym razem dokupimy sakwy transportowe do tych szelek – niech dziewczyna też dźwiga!
- Obroża no-name. Idealna do schodzenia z psem w stromych miejscach (Diuna na uprzęży ciągnie, na obroży łatwiej ją kontrolować). Plastikowa klamra obroży pękła podczas ewakuacji Agi po złamaniu obojczyka, w ostatnim dniu trekkingu. Dzisiaj używamy pancernej obroży Super Dog, wersja Wolfdog Extreme.
- Taśma rurowa z wszytą gumką do łączenia szelek z Agi za pomocą zwykłego karabinka wspinaczkowego. Prosty polski patent ze wspinaczki zimowej (takich lonży używa się do łączenia czekanów z uprzężą wspinaczkową). Niestety gumka się szybko zużyła i lonża straciła swoją elastyczność. Dzisiaj używamy pasa joggingowego ze smyczą amortyzującą Julius K9
- Uprząż do prowadzenia psa (a właściwie jej część – lekki pas biodrowy z uprzęży wspinaczkowej, z której usunęliśmy pętle udowe). Nie sprawdziła się – na częstych postojach kolidowała z plecakiem, który Agi zrzucała z siebie, zbytnio uwierała. Zastąpiły je dwa repsznury, które przywiązaliśmy bo pasa biodrowego plecaka Agi, po jednym z każdej strony. W ten sposób Diuna ciągnęła za plecak, który Agi miała na sobie. Zdjęcie plecaka polegało na wypięciu jednego repsznura z karabinka od taśmy i wypięciu klamry pasa biodrowego plecaka. Diuna zostawała nadal przypięta do drugiego repsznura, dzięki któremu mogliśmy ją zostawić przy plecaku.
- Długa smycz zrobiona z liny dynamicznej (wspinaczkowej) z krętlikami. Używana głównie na dłuższych postojach oraz na spacerach w miastach.
- Metalowy grzebień do pielęgnacji sierści Diuny. Suka gubiła sporo sierści, która osiadała na naszych ubraniach, śpiworach, namiocie i w jedzeniu. Prosty grzebień ułatwiał nam życie, a Agi współdzieliła go z Diuną.
Ubrania Przema:
- Buty – lekkie półbuty outdoorowe o ogumowanych rantach, bez membrany; zakładane na specjalne, ekstremalne odcinki (powyżej 3700 m n.p.m., kiedy sandały już się nie wyrabiały). Świadomie zrezygnowaliśmy z butów trekkingowych, które musielibyśmy dokupić (do Indii przywieźliśmy ciężkie wysokogórskie buty zimowe, który przydały nam się podczas pobytu w Kaszmirze). Poza tym buty trekkingowe ważyłyby stanowczo za dużo. Szybko przemakały, zwłaszcza w śniegu. Następnym razem wezmę z membraną.
- Sandały – indyjskie Sparx kupione na targu w Delhi za 600 rupii (ok. 36 zł), piankowe, bardzo lekkie. To głównie w nich Przemo chodził, nawet w terenie śnieżnym i lodowcowym. W ekstremalnych warunkach (strome śnieżne zbocza) wyciągał z plecaka swoje półbuty. Lata doświadczeń w poruszaniu się po terenie górskim upewniły nas o tym, że nie potrzebujemy bardziej pancernych butów trekkingowych. Udało się pokonać w nich 500 km po Himalajach (w tym 63 km przewyższenia) bez żadnej kontuzji. Idealne do poruszania się w terenie górskim do ok. 3700 m n.p.m. Rozpadły się dopiero po miesiącu spędzonym w Polsce.
- Koszulka (2 szt.) – z materiału oddychającego, lekka i szybko schnąca po praniu w potoku górskim.
- Koszula (1 szt.) – z długim rękawem i kapturem, z materiału oddychającego, lekka i szybko schnąca po praniu w potoku górskim.
- Bluza polarowa – z długim rękawem jako druga warstwa na zimne dni i lodowate noce.
- Bezrękawnik z primaloft, cienki. Na zimne dni i lodowate noce.
- Legginsy – długie, z materiału oddychającego. Głównie używane do spania, także do trekkingu w zimniejsze dni.
- Spodenki – do biegania, do kolan, z materiału oddychającego. Do codziennego trekkingu.
- Spodenki – trekkingowe. Okazały się zbędne, porzucone w Joshimath.
- Spodnie softshellowe z fartuchami śnieżnymi. W połączeniu z półbutami tworzyły dobry zestaw do torowania w śniegu. Zakładane tylko podczas wędrówki w deszczu/śniegu oraz wieczorem do spania.
- Kurtka softshellowa z kapturem. Zakładana tylko podczas wędrówki w deszczu/śniegu oraz wieczorem do spania. Przy większych opadach niestety softshell przemakał.
- Bielizna – 3 pary majtek bawełnianych. W praktyce jedna noszona, druga schnie po praniu na plecaku, trzecia na czarną godzinę.
- Skarpety cienkie (1 para) – wersja krótka do kostek.
- Skarpety cienkie (1 para) – wersja dłuższa trekkingowa.
- Skarpety grube (1 para) – wersja dłuższa do kolan. Na ekstremalne chłody, głównie na noc do spania.
- Rękawiczki softshellowe używane do trekkingu w deszczu/śniegu.
- Rękawiczki puchowe (łapawice). Na ekstremalne chłody, głównie na noc do spania.
- Czapka – z cienkiego stretchu i polaru, wersja wspinaczkowa pod kask, zasłaniająca uszy.
- Kominiarka z membraną na ekstremalne sytuacje (nieprzydatna podczas trekkingu).
- Bandamka – wersja buff.
- Stuptuty zakładane na ekstremalne śnieżne odcinki.
Ubrania Agi:
- Buty – lekkie półbuty outdoorowe o ogumowanych rantach, z membraną; zakładane na specjalne, ekstremalne odcinki (powyżej 3700 m n.p.m., kiedy sandały już się nie wyrabiały).
- Sandały – Source, podobno nie do zdarcia. Rozpadły się Agi po 5 latach używania na szlaku w Himalajach. Po awarii Agi chodziła już tylko w półbutach.
- Koszulka (2 szt.) – jedna sportowa, druga na ramiączkach. Obie z materiału oddychającego.
- Koszula (1 szt.) – z długim rękawem, z materiału oddychającego, RunWarsaw 🙂
- Koszula (1 szt.) – z długim rękawem, cieplejsza.
- Legginsy – długie, z materiału oddychającego. Głównie używane do spania, także do trekkingu w zimniejsze dni.
- Spodenki – do kolan, do codziennego trekkingu. Wymienione na mniejsze w trakcie trekkingu (Agi schudła i spodnie z niej leciały 🙂
- Spodnie ze stretchu – nieprzydatne, zostawialiśmy na szlaku. Komuś się przydały.
- Spodnie softshellowe z fartuchami śnieżnymi. W połączeniu z półbutami tworzyły dobry zestaw do torowania w śniegu. Zakładane tylko podczas wędrówki w deszczu/śniegu oraz wieczorem do spania.
- Kurtka softshellowa z kapturem. Zakładana tylko podczas wędrówki w deszczu/śniegu oraz wieczorem do spania. Przy większych opadach niestety softshell przemakał.
- Kurtka puchowa Alpinus. Dobra na postoje i lodowate noce.
- Bielizna – 5 par majtek.
- Skarpety cienkie (4 pary).
- Skarpety grube (1 para) – wersja dłuższa do kolan. Na ekstremalne chłody, głównie na noc do spania.
- Stanik sportowy z materiału oddychającego.
- Rękawiczki rowerowe używane do trekkingu w deszczu/śniegu.
- Rękawiczki wełniane podbite skórą. Na ekstremalne chłody, głównie na noc do spania.
- Czapka – ze sztucznego materiału i polaru.
- Kominiarka z membraną na ekstremalne sytuacje (nieprzydatna podczas trekkingu).
- Bandamka – wersja buff.
- Stuptuty zakładane na ekstremalne śnieżne odcinki.
Kuchnia:
- Zestaw do gotowania Jetboil Flash Cooking System z nakładką na garnek. Menażka o pojemności 1l sprawdziła się do szybkiego zagotowania wody, potem gotowaliśmy w garnku. Idealny do zagotowania wody na herbatę.
- Gaz – kartusze 230 g, 4 sztuki. Gaz skończył nam się po miesiącu (gotowaliśmy 2 razy dziennie, staraliśmy się jak najczęściej gotować na ogniskach zbierając opał w pobliżu naszego noclegu). W Himalajach gotuje się głównie na benzynie, dlatego warto zabrać ze sobą kuchenkę na paliwo płynne. My dysponowaliśmy tylko Jetboilem. Udało nam się kupić kartusze z gazem dopiero w Uttarkashi (za ok. 380 rupii/szt., taniej niż w Delhi).
- Zapalniczka – 2 szt., jedna zapasowa.
- Zapałki – 1 pudełko.
- Pastylki kamfory – używane przez Hindusów w celach modlitewnych, nam idealnie sprawdziły się jako rozpałka do ognisk.
- Świece – 8 szt. Również idealne jako rozpałka do ognisk.
- Mała menażka z patelnią i przykrywką. Idealna do gotowania posiłków na ognisku. Niestety ciężko współpracowała z Jetboilem, którego mocny płomień przypalał nam notorycznie posiłki. Nie przeżyła naszego wyjazdu, w Bageshwarze dokupiliśmy ciężki aluminiowy garnek za 200 rupii.
- Niezbędnik turystyczny (nóż, łyżka, widelec) oraz łyżka i widelec stołowe.
- Nóż Petzl, można było go przytroczyć do plecaka w trakcie trekkingu.
- Butelka na wodę plastikowa 0,7l.
- Butelka na wodę aluminiowa Sigg 1l.
- Plastikowa menażka używana jako drugi (obok garnka) zestaw jedzeniowy, także jako miska dla Diuny.
- Kubek plastikowy podarowany w prezencie mieszkańcom Lilam (okazał się być niepotrzebny).
- Wiaderko z grubej plastikowej folii do czerpania wody oraz jako poidło dla Diuny, w praktyce nieprzydatne; skradziono nam je nad ranem spod namiotu pod Kauri Pass (najprawdopodobniej przydało się pasterzom).
- Gąbka druciana do czyszczenia naczyń.
Jedzenie:
Jedliśmy różne rzeczy, zazwyczaj braliśmy ze sobą zapas na 2 tygodnie, a braki uzupełnialiśmy schodząc do większych wiosek czy miast. W ciągu 2 miesięcy w naszym menu znalazły się m.in.:
- Karma dla psa mieszana z ghee (masło klaryfikowane) i ryżem.
- Mieszanka ryżu, czerwonej i żółtej soczewicy.
- Makaron z chińskich zupek, makaron zwykły.
- Soja.
- Kasza.
- Przyprawy (sól, pieprz, czosnek, tymianek).
- Zupki błyskawiczne (pomidorowa, warzywna, grzybowa).
- Płatki ryżowe.
- Płatki owsiane.
- Rodzynki.
- Migdały.
- Dżem.
- Pomarańcze.
- Miód.
- Herbata z kardamonem.
- Kawa rozpuszczalna.
- Mleko w proszku.
- Warzywa: ziemniaki, pomidory, ogórki, cebula.
- Jajka.
- Popcorn.
- Ciastka, batony, czekolada.
Higiena osobista:
- Szczoteczka i pasta do zębów (2 szt.), wersja w małych tubkach. Pasty do zębów można kupić w każdej wiosce, nie ma sensu dźwigać większych ilości. Hindusi do perfekcji opanowali sztukę opakowywania rzeczy w małych ilościach. Za 1/2/5 rupii można kupić małą paczuszkę czegokolwiek – pasty do zębów, mydła, szamponu, pomadki, przypraw, rozpuszczalnej kawy, ciastek, chipsów, czy czekolady.
- Mydło – do mycia.
- Szampon – w małym opakowaniu lub w saszetkach jednorazowych.
- Mydło – do prania. Popularne w Indiach, używane zamiast proszku do prania. Można kupić też saszetki Ariela za 5 rupii/szt. Jedna saszetka powinna starczyć na całe pranie.
- Pomadka z filtrem UV (2 szt.).
- Obcinacz do paznokci.
- Papier toaletowy, nieznany w himalajskich wioskach i miasteczkach. Zamiast niego można kupić chusteczki stołowe.
- Ręcznik szybkoschnący (2 szt.).
- Krem przeciwsłoneczny – niezbędny w górach. Słońce bardzo szybko tutaj operuje i potrafi uprzykrzyć życie powyżej 3000 m n.p.m.
Fotografia:
Lista sprzętu opisana jest tutaj: http://www.mongolia2014.pl/fotografia-jak-przygotowac-sie-do-trekkingu-po-himalajach/
Dokumenty:
- Paszport.
- Dowód osobisty.
- Prawo jazdy.
- Karta płatnicza.
- Gotówka podzielona na banknoty o niskim nominale (100 rupii), schowana głęboko w 2 plecakach.
- Mapy – w Indiach nie sposób znaleźć dobrych map Himalajów. Mieliśmy mapę amerykańską, kserówkę głównych grani z zaznaczonymi trekkingami (dostaliśmy od jednego guide’a w Munsiari) oraz ksero z książki o trekkingach po Himalajach (nie polecamy, słabej jakości opisy, niedokładne).
- Foliowe etui na dokumenty ze szczelnym zamknięciem.
Niezbędnik:
- Talia kart do gry. Bez kart było nam bardzo ciężko. Dawno już nie graliśmy, ale udało nam się przypomnieć zasady gry w makao i pana. Kiedy nasze czytniki ebooków rozładowały się na amen, sięgaliśmy po stare i niezawodne karty 🙂
- Turystyczne szachy. Wersja light zrobiona z plastiku. W szachy też dawno nie graliśmy, ale udało nam się rozegrać kilka partii. Wszystkie wygrał Przemo, więc Agi szachy szybko się znudziły.
- Igła i nitka, najlepiej mocna dratwa. Pruło nam się wszystko – namiot (bo Diuna zepsuła), śpiwór (bo tak miał fabrycznie), ubrania (bo się zużyły), plecaki (bo za dużo próbowaliśmy w nich upchnąć), szelki Diuny (bo za mocno ciągnęła). Szyliśmy przy każdym dłuższym postoju.
- Sznurek do bielizny, rozciągliwy i łatwy do spakowania. Nasze pranie także suszyliśmy na namiocie lub na gałęziach drzew.
- Czołówka z drugim kompletem baterii (nie zużyliśmy wszystkich, zapas poszedł do wymiany baterii w lampie błyskowej).
- Notes i długopis – do zapisywania naszych licznych historii.
- Taśma klejąca do napraw sprzętu i ubrań – nie udało nam się kupić silvertejpa, użyliśmy taśmy izolacyjnej PCV, którą można kupić wszędzie.
- Klej butapren i łatki do naprawy mat samopompujących.
- Niezbędnik narzędziowy (szczypce, piłka, śrubokręt, nożyk, etc.) do większych napraw. Przydał się, gdy Diuna połamała nam maszty namiotu w wiosce Song – musieliśmy dosztukować kawałki bambusa z kijów trekkingowych Agi tak, aby usztywnić uszkodzone maszty.
Apteczka:
- Plastry, różne rozmiary i długości.
- Gaza.
- Bandaż elastyczny.
- Folia NRC (2 szt.).
- Paracetamol – przeciwbólowy.
- Aspiryna, produkcji lokalnej – 7 rupii za 12 tabletek.
- Tabletki do ssania na ból gardła.
- Witamina C.
- Wapno.
- Tabletki do odkażania wody (nieprzydatne, wodę piliśmy bezpośrednio ze źródeł górskich).
- Lokalny środek na pasożyty (nieprzydatny, nie było potrzeby go użyć).
- Nifuroksazyd – przeciw zatruciom żołądkowym.
- Antybiotyk przeciw chorobom dróg oddechowych o szerokim spektrum działania.
- Antybiotyki od ginekologa (dla Agi) – na zakażenia pęcherza i nie tylko.
- Woda utleniona i płyn do odkażania ran (jodyna).
Elektronika:
- Czytniki książek elektronicznych (2 szt.) z wgranymi ebookami. Bez nich daleko byśmy nie zaszli. Idealne do zasypiania w namiocie. Jeden nam się zepsuł w trakcie podróży (zamokła elektronika). Drugi przeżył wyjazd i ma się dobrze.
- Smartfon – stary wysłużony telefon, dzięki któremu mieliśmy od czasu do czasu zasięg w sieci Airtel (sporadycznie, ponieważ w Himalajach albo zasięgu nie ma, albo działa tylko sieć BSNL). Na nim zainstalowane aplikacje WhatsApp, Skype (do szybkiego kontaktu z rodziną), poczta (do publikacji zdjęć na blogu i fanpage Facebook z większych miast), odtwarzacz MP3 oraz aparat fotograficzny i GPS (do geolokalizacji). Czasami z niego dzwoniliśmy 🙂
- Ładowarka mini-USB (ta sama do czytnika i telefonu). Przydatna w większych miastach, jeśli akurat był prąd.
- Ładowarka słoneczna – przydatna do ładowania telefonu oraz czytników ebook. W Delhi kupiliśmy ładowarkę outdoorową firmy Suntrica, która była wystarczająca do naładowania naszego starego smartfona i czytnika książek elektronicznych. Można ją przytroczyć do plecaka, czy namiotu, wbudowany ma akumulatorek gromadzący energię. Nie wiedzieć czemu (ładowarka była nowa), całodzienna kąpiel słoneczna wystarczała tylko na naładowanie baterii smartfona o jakieś 10%. Chociaż idea jest dobra, nie polecamy tego produktu firmy Suntrica.
A Wy co byście zabrali w taką podróż? Komentujcie post i radźcie – jesteśmy otwarci na Wasze propozycje, uwzględnimy je planując następną podróż.
© 2013 – 2015, Wataha w podróży. All rights reserved/Wszystkie prawa zastrzeżone. Każda kopia musi być w widoczny sposób opatrzona oświadczeniem o treści: „Materiał ten pochodzi z bloga www.3wilki.pl”.
Hej, dzieki, fajne zestawienie. Nie rozumiem tylko początku? Pojechaliście ze sprzętem wspinaczkowym, bez turystycznego? Jaki był w ogóle początkowy cel waszej podróży do Indii?
Polecamy dalszą lekturę naszego bloga: http://3wilki.pl/my-bieguni-czyli-cos-sie-konczy-cos-sie-zaczyna/
Masz piękną kobietę, Przemo. To chyba największe bogactwo mieć obok siebie kochaną osobę, która pójdzie z nami nawet na drugi koniec świata.
Przy okazji pozdrawiam Was; pokazujecie, że ograniczenia są głównie w głowie. Też jeżdżę rowerem i szykuje się na małą wyprawę; korzystam też z Waszych doświadczeń dzięki temu, że dzielicie się wiedzą i radami — dziękuje.
Dzięki! Pozdrawiam z drogi!
HEJ!
ciekawe zestawienie, wypad też SUPER! Rada ode mnie, a raczej od Nas… Na wspólny wyjazd Śpiwory tylko z opcją łączenia dwóch razem… Jest cieplej i przyjemniej…
pozdrawiam!
glynu