Jak kwiatek do kozucha, czyli o tym ze nie zawsze jest latwo
|Ten tekst jest troche jak kwiatek i surdut, albo wrzod – sami wiecie gdzie… Nigdzie nie pasujacy, nieladny i meczacy… A jednak trzeba go napisac bo najzwyczajniej w swiecie, po prostu jest prawdziwy.
Zdjecie himalaisty. Czerwono-fioletowa twarz, opuchniete oczy i nieodlaczny, zwisajacy z nosa sopel. 8000 m n.p.m., strefa smierci. Tu kazdy krok i kazdy oddech jest walka o przetrwanie. Kazdy metr przebyty w pionie – zwyciestwem. Zwyciezca z duma opowiada o tym, jak bylo trudno. O odmrozeniach, chorobie wyokosciowej ale i leku czy chwilach zalamania. Zwyciezca moze sobie pozwolic na to, by ze smiechem przytoczyc anegdote o sikaniu do butelki w spiworze, rekordowym czasie bez mycia, posladkach nieomal odmrozonych w czasie “krolewskich posiedzen”. I nie, nie ma w tym ani krzty zlosliwosci (wrecz przeciwnie, chylimy czola i kibicujemy himalaistom, wspinaczom, odkrywcom), moze jedynie odrobina zazdrosci, ze to nie my jestesmy zwyciezcami.
A ten, kto nie jest zwyciezca, nie moze sobie pozwolic na to, by stracic twarz opowiadajac o tym, ze jest mu po prostu trudno. O palacym sloncu, zimnym deszczu, wietrze w twarz i wrzodach… sami wiecie gdzie…
– Jak to masz wysypke na posladkach? Zapytal Przemek.
– Tak to, zwyczajnie. Jesli przez dziesiec dnicodziennie zakladasz spodenki rowerowe – nawet te najwygodniejsze, to skora w nich nie oddycha. To sa efekty. Zareczam ze badzo nieprzyjemne efekty…
– Wyglada obrzydliwie! Dlaczego w ksiazkach podrozniczych nic nie bylo o wysypce? Gdybym wczesniej o tym wiedzial, nigdzie bym sie nie wybieral na rowerze ;p
Poczucie humoru pomaga nawet na wrzody – sami wiecie gdzie (poczucie humoru i olejek kokosowy)… Pozwala nam spojrzec na siebie z dystansu i obsmiac nawet najwieksza trudnosc. Bo bywa trudno. Gdy codziennie ciagnac przyczepke z psem (Diuna, jej przyczepka, karma i sprzet waza w sumie prawie 100 kg) zmagamy sie z wiejacym w twarz wiatrem, kiedy z asfaltowej drogi nagle wyjezdzamy na powiezchnie ksiezyca, palace slonce odbiera sily, a zimny deszcz wywoluje dreszcze. Kiedy wiemy, ze nie stac nas na nocleg w hotelu (a tym bardziej, by zaplacic “napiwek” za psa), kiedy nie wiemy gdzie spedzimy kolejna noc i czy ktos nie przegoni nas z miejsca, w ktorym wlasnie przed chwila rozbilismy namiot (tak sie zdarzylo, jeszcze w Polsce), kiedy las, ktorym chcemy skryc sie noca, obwarowany jest tablicami “Uwaga! Zagrozenie promieniowaniem”, kiedy codziennie zyjemy w niepewnosci jutra, bo pewna jest tylko droga przed nami… Kiedy zwyczajnie mamy dosc tej drogi, siebie nawzajem i tego chorego pomyslu, zeby ruszyc rowerami z Polski do Mongolii i do tego zabrac ze soba psa, przyczepke i 40 kg karmy… Kiedy? Moze kiedys, bo jeszcze nie teraz.
Bo teraz, przez chwile jestesmy zwycięzcami.
© 2014, Wataha w podróży. All rights reserved/Wszystkie prawa zastrzeżone. Każda kopia musi być w widoczny sposób opatrzona oświadczeniem o treści: „Materiał ten pochodzi z bloga www.3wilki.pl”.
Aga i Przemo dla mnie jesteście zwycięzcami już od dawna i nic tego nie zmieni. Jeśli to Wam pomoże to myśle o Was bardzo często (a zwłaszcza o Dinie 😉 ) Badźcie dzielni. A przeciwności (i wrzody i wysypki) miejcie w d…. Trzymamy kciuki
Najtrudniejsza część drogi , jeszcze nie przywykliście do tych warunków a już pierwsza faza zmęczenia. Trzymajcie się, będzie lepiej!
Jeżeli jeździ się rowerem krótki dystans codziennie, jest to przyjemnością, ale jeżeli trzeba walczyć z przeciwnościami atmosferycznymi, nie jest to już ani trochę zabawne. Myśli się tylko o ciepłym łóżku i spokoju.Przeczytaj…
Wataho droga, kryzysy rzecz normalna, zwłaszcza na tak ekstremalnej wyprawie (myślę, że wrzody na … także :)). Ale – jak mawia pewien klasyk – alleluja i do przodu!
Trzymajcie się…nawet jak wiatr w oczy i pod górę-drogą do przodu,do celu ,do marzeń….http://unofficialnetworks.com/watch-incredible-rock-climbing-mexican-black-bear-130410/
Każdy kolejny wpis czytam jednym tchem. Wasza przygoda jest jak książka podzielona na rozdziały, której akcja toczy się na naszych oczach. Powodzenia!