Tropem przygody, czyli jak to sie zaczelo
|Samochód, gdzieś pomiędzy wspinaniem a…wspinaniem:
Agi: -A może pojedziemy w podróż? Dookoła świata, albo gdzieś…daleko…rzucimy wszystko i pojedziemy…
Przemo: – Ok:) To kiedy? Może za rok? Odłożymy pieniądze i ruszymy w świat.
Oczywiście nie byłam przygotowana na taką odpowiedź…no ale cóż…skoro sprawy przybrały taki obrót;p.
Postanowiliśmy ruszyć w świat rowerami i pdróżować nie spiesząc się conajmniej dwa lata. Gdzieś w tej podróży, może na jej końcu, może w samym środku zawitać do Indii. Jednak przed upływem roku zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny, co oczywiście “odrobinę” skomplikowało sytuację;p . Nie, nie mamy dziecka (jeszcze), za to od kwietnia 2012 w naszym życiu zagościła Diuna – wilczak czechosłowacki. Kiedy ją odebraliśmy z hodowli, miała zaledwie dwa miesiące – to oczywiście za mało, żeby towarzyszyć nam w wyprawie rowerowej. Bo oczywiście, jako pełnoprawny członek watahy, Diuna towarzyszy nam wszędzie 🙂 (no…prawie;p Ale trudno uwierzyć do jak wielu miejsc, w których psy nie są mile widziane, da się wejść z psem). Aby pies mógł biec przy rowerze (a taki był plan), musi mieć skończony rok, wcześniej, nie powinno się nadmiernie obciążać rozwijających się psich stawów. Niestety wilczaki, będące mieszanką owczarków niemieckich i wilków, odziedziczyły po udomowionych przodkach skłonności do dysplazji stawów biodrowych – schorzenia, które powoduje obluzowanie kości stawu, a w efekcie – ból i problemy z chodzeniem. Dlatego właśnie nie należy obciążać zbyt dużym wysiłkiem młodego psa. A więc nie obiciążaliśmy i postanowiliśmy przesunąć podróż o rok, tak aby Diuna zdąrzyła dorosnąć.
Zostaliśmy więc w Polsce by pracować i odkładać pieniądze. I właśnie wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego, przez co zmieniliśmy plany i wylądowaliśmy w Indiach – dużo wcześniej, innym środkiem transportu i w innym celu.
Nasz znajomy wspinacz – Hindus ( a raczej amerykański Francuz indyjskiego pochodzenia), którego poznaliśmy pod bazaltową ścianą w Armenii kilka lat wcześniej (spędziliśmy noc na podłodze wynajmowanego przez niego pokoju w hotelu Mariot), zaproponował nam przyjazd do Indii by wesprzeć go w kilku wspinaczkowych projektach…
Cóż mieliśmy zrobić? Oczywiście zgodziliśmy się 🙂 I tak oto, pół roku później (dokładnie 4 dni temu: 15 stycznia 2013), po 10 godzinach lotu (z przesiadką w Wiedniu), zawitaliśmy do New Delhi…
© 2013, Wataha w podróży. All rights reserved/Wszystkie prawa zastrzeżone. Każda kopia musi być w widoczny sposób opatrzona oświadczeniem o treści: „Materiał ten pochodzi z bloga www.3wilki.pl”.
Mi się podoba ten miły wstęp 🙂 mam nadzieję, że będziesz ciągnęła tą opowieść 🙂
i wrzucaj zdjęcia! proszę! trzymam za Was kciuki:)
Czekam na więcej! 🙂
Agi! Przemo! Diuno! Piszcie duzo. Agi, pierwsza Suwalczanko w watasze w Indiach, wstukuj te historie na klawiaturze, bo my tu, 4 i pol godziny poznij niecierpliwimy sie okropnie. Piszcie ile tylko dacie rade miedzy jedzeniem a jedzeniem 😉 Nie tylko ja nie moge sie doczekac zdjec, wiec pamietajcie, zeby bylo kolorowo. No i powodzenia!! A my juz cos wykombinujemy, zeby sie do Was dostac i przespac na Waszej podlodze. Nie musi byc w Mariocie;) Kto wie, jakie zmiany to moze spowodowac… Usciski z Poznania. Asia:)
Czytam czytam – Super przygody macie 🙂
Jak obiecałam, wygrzebałam trochę czasu i już nie po łebkach, a od deski do deski, nie zasnę póki nie przeczytam 🙂